dino

dino

26 maja 2016

Magnez Twoim przyjacielem ;)

Wiadomo... jezeli chodzi o nasz zewnetrzny wizerunek to dbamy a jakze. Wklepujemy, masujemy, ujedrniamy, odzywiamy... ogolnie mamy pod kontrola. Choc czasami mimo tych wszystkich zabiegow ciagle cos jest nie tak. Wpadamy w pulapke i szukamy kolejnych "lepszych" specyfikow, czesto nie zdajac sobie sprawy, ze problem moze lezec zupelnie gdzie indziej. Ukryty w srodku i w sumie niewidoczny, jak sie o niego nie potkniemy, to mozemy dlugo szukac. 

U mnie bylo podobnie. O ile opakowanie jako tako sie trzyma, tak z czasem zaczelam sie sypac w srodku albo po prostu ogolnie zaczelam sie sypac. Nie musze wam wyjasniac, jak bardzo mi sie ten stan nie podoba. Z racji wyksztalcenia cos tam sie wie, bardziej ufam sobie jak lekarzom (chyba, ze faktycznie jestem chora) i postanowilam dojsc do tego, dlaczego tak sie dzieje. Nawet mi to nie zajelo zbyt duzo czasu, jak doszlam do wniosku, ze mojemu organizmowi brakuje wielu podstawowych witamin, pierwiastkow i roznych innych skladnikow... bez ktorych to wlasnie zaczynamy sie sypac. Bardzo duza wiekszosc spoleczenstwa cierpi na takie braki. Konstelacje moga byc rozne, to juz kazdy musi sam wiedziec albo wybrac sie do lekarza. Jakby nie bylo natychmiast trzeba cos z tym zrobic, zanim zbiorowisko roznych drobnych dolegliwosci nie zamieni sie w powazna chorobe... a lista jest dluga i mrozaca krew w zylach.

Tak wiem... wstep lekko przydlugi ale pare slow wyjasnienia tez musi byc, zeby bylo wiadomo co z czym, po co i dlaczego.


Oczywiscie na pierwsze miejsce wysunal sie niedobor magnezu. Mozliwosci dostarczenia go przez pokarm nie sa latwe. Jakbym miala analizowac co jem pod katem zawartosci tych wszystkich waznych rzeczy, to chyba by mnie szlag trafil. Na braki tego pierwiaska w organizmie cierpi praktycznie kazdy. O tym co powoduje, mozecie poczytac w necie... wlos sie jezy. I wiekszosc z nas nie zdaje sobie sprawy skad te wszystkie problemy. Jak sobie pomyslimy, ze bierze udzial w okolo 300 roznych procesach w naszym organizmie, to mozna sobie wyobrazic, jak sie na nas odbijaja jego braki. Z takich najbadziej znanych i tych co stwierdzilam u siebie to: problemy ze spaniem, mocne bole okresowe, wypadanie wlosow, problemy z cisnieniem krwi, kamienie nerkowe (choc te w sumie u mnie genetyczne ale brak magnezu sprzyja ich powstawaniu), przewlekle zmeczenie, bole glowy, apetyt na slodycze, problemy z miesniami i nerwami (w znaczeniu ukladu nerwowego, nie napadu nerwowego dreptania)... itd.


Z magnezem nie jest latwo bo braki to jedna strona... a trudnosci z wchlanianiem oraz pewnien skutek uboczny to druga. Jezeli nie rabiemy na tony gorzkiej czekolady z migdalymi i orzechami to warto siegnac po suplement ale wybierac go z glowa. Niestety wiekszosc tego co mozemy kupic w aptekach i drogeriach to (tu nasuwa mi sie brzydkie slowo) akurat te najgorzej przyswajane formy. Tak mnie to zastanawia dlaczego... tak troche nieladnie, bo potem czlowiek zre jak glupi i w ogole nie ma efektow. Poogladalam te rozne preparaty i glownie mamy Tlenek magnezu i Weglan magnezu ehhhh... te dwa oraz Siarczan magnezu najlepiej omijac.


Jak juz napisalam wyzej, rozne formy magnezu wspomagaja dodatkowo rozne funkcje naszego organizmu. Ja zdecydowalam sie na Taurynian magnezu, ktory dobrze sie wchlania a do tego chroni serce i naczynia krwionosne. Swietnie przyswajamy Cytrinan, Jablczan, Chlorek, Glicynian. Tym skutkiem ubocznym jest wlasciwosc przyczyszczajaca tego pierwiasta. Dlatego wazne jest zeby wybrac forme dla nas odpowiednia, bo inaczej czeka nas czesty raczy galopik na klopik.


Firma na ktora sie zdecydowalam byla z przypadku. Szukalam tej formy i w tabletkach... trafilam na amazonie i wzielam. Zalecana dawka to 2 - 4 dziennie. Ja pozostaje przy dwoch. Mimo, ze Taurynian z zalozenia nie przeczyszcza to jednak zauwazylam, ze cos sie tam dzieje i 4 to byloby morderstwo ;)


Moja przygode w magnezem zaczelam od innego preparatu i w dalszym ciagu go uzywam. Slyszalyscie kiedys o olejku magnezowym. Ja prawde mowiac dopoki sie nie zaczelam interesowac tematem, to nie mialam pojecia. Tu tez wybor firmy byl przypadkowy, wzielam dostepna na niemieckim rynku. Olejek nie jest w sumie olejem... po prostu gdy nalozymy na skore mamy taki efekt jak przy suchych olejkach, dobry poslizg i latwosc rozprowadzania.


Ja mam chlorek magnezu i wg producenta psikamy na skore a po 10 Minutach splukujemy woda. Moj sposob to wieczorem po jednym psiku na gore stop. Tego typu magnez najczesciej jest uzywany przez sportowcow, przy wszelkiego rodzaju problemach z stawami i miesniami. Bardzo przyjemna forma aplikacji. Krzywdy tez sobie tym nie zrobimy i jest na pewno lepsza od proszku, latwiej posmarowac stopy jak robic kapiel gdzie na pewno trzeba uwazac na dozowanie. Z tym, ze wiadomo... kazdemu to co lubi.


Obu produktow uzywam od jakiegos czasu i widze poprawe. Przede wszystkim spie jak susel... cala noc i to dosc mocno. Cos pieknego! Przez ostatnie lata spalam jak zajac, z jednym okiem otwartym i ciagle cos mnie budzilo... juz nie wspomne, ze potrafilam sie obudzic o 4 i potem zasypiac na 10 - 15 minut i znowu budzic i tak do 6. Wstawalam potem zrabana jak kon po westernie i caly dzien chodzilam do tylu. Mam wiecej sily i checi zeby cos zrobic. Apetyt na slodycze w normie, nie chodze i nie szukam. Wlosom tez juz chyba lepiej, choc wiadomo na pewne rezultaty trzeba troche poczekac. Co do ciesnienia i moich migren trudno mi cos powiedziec w koncu od lat biore betabloker ale mam nadzieje, ze tam tez wszystko dziala jak powinno. Uspokoily sie bole miesniowe albo wlasciwie nerwowe, czasami mialam problemy z miesniami gornej czesci plecow a bolala mnie cala reka. Takie bole sa bardzo nieprzyjemne. Co do wscieklizny macicy... jest lepiej, aczkolwiek moje problemy maja swoj poczatek gdzie indziej. Jezeli braki magnezu to wzmacnialy to mam nadzieje, ze bedzie troche lagodniej. Uklad trawienny smiga jak nowy. Ogolnie widze zmiany i to spore, z tym ze oprocz magnezu pojawily sie u mnie tez inne suplementy diety ale o tym przy okazji. 

Im czlowiek starszym, tym trudniej zachowac wszystko w rownowadze. Dlatego warto "zajrzec" w glab siebie, czasami w prosty sposob mozna sobie pomoc. Zainteresowanym tematem polecam poczatanie bardziej fachowych artykulow, to tutaj to moje przemyslenia na temat ale wiadomo fachowcem nie jestem. 

To jest pierwszy post z tej serii... bo roznych niedoborow to mam wiecej i pare innych rzeczy tez zmienilam i wszystkim tym sie z wami podziele :)

22 maja 2016

Oczyszczająca maska do włosów Phenome

To jest trzeci z produktow Phenome jaki mialam okazje uzywac. Kupilam je juz dosc dawno temu, podczas ostatniej wizyty w pl. Na pierwszy rzut poszedl peeling, potem szampon a maseczka lezala i czekala wlasciwie nie wiem na co. Tak troche mialam obawy. Moje cienkie piorka nie za bardzo lubia sie z maseczkami. I tak sobie lezala i lezala... az ktos ja pokazal na insta i przy tym chwalil, ze jest rewelacyjna. Wygrzebalam moja z czelusci szuflady i pomyslalam, ze jak nie teraz to nigdy.


Wedlug producenta preparat skutecznie i intensywnie oczyszcza wlosy, nie naruszajac ich struktury. Opracowany na bazie glinki kaolinowej, naturalnych drobinek sciernych, organicznych olejow i naturalnych ekstraktow. Ma likwidowac wszelkie zanieczyszczenia, rowniez te oporne na dzialanie szamponu. Uwalnia wlosy od nadmiaru sebum i produktow do stylizacji.

Nakladamy na wilgotne wlosy przed myciem. Przeciegajac od nasady po same konce. Nastepnie dokladnie splukujemy i myjemy szamponem. Stosowac mozna wg potrzeb ale ogolnie 1-2 razy w tygodniu. Przeznaczona do wszystkich typow wlosow.

  
Typowe dla firmy szklane opakowania o zawartosci 200ml. Lubie te opakowania ale sa dosc ciezkie. Tu przynajmniej nie ma tej obawy jak przy peelingu, ze sloik wyslizgnie nam sie z reki w trakcie uzywania i zmiazdzy stope ;). Maska oprocz plastykowej nakretki ma jeszcze plastykowe wieczko w srodku, ktore ma zabezpieczac produkt. Calosc zapakowana jest w kartonik, na ktorym widnieja napisy tylko i wylacznie w jezyku angielskim, co nie do konca potrafie zrozumiec ale nic... od czego ma sie internet.


Konsystencja jest jest bardzo tresciwa, kremowa... w pierwszym momencie mialam obawy ale na szczescie okazalo sie, ze nie ma sie czego bac. Maska faktycznie robi to co producent nam obiecuje, bardzooo lubie takie produkty i siegam po nia z przyjemnoscia. Swietnie oczyszcza skore glowy i wlosy... zadne tam przyklapniete wlosy, wrecz przeciwnie po umyciu sa ladnie podniesione i sypkie. 


W tej gestej mazi mamy zatopione peelingujace drobinki, ktore bez problemu wyplukuja sie przy myciu szamponem. Jeszcze mi sie nie zdazylo, zeby cos pozostalo. Maska jest bardzo wydajna i na pewno zagosci u mnie po raz kolejny. Bo jest to jeden z tych produktow, ktory warto miec w lazience... szczegolnie przy cienkich wlosach, bo wyjatkowo dobrze im sluzy.

Sklad dla tych co lubia wiedziec co jest w srodku.


Aktualniej ceny wam nie podam, bo nie mam pojecia ale nie sa to tanie kosmetyki. Aczkolwiek zamiast paru tanszych, ktore nie do konca spelniaja swoje zadanie, lepiej zainwestowac w jeden a porzadny. 

15 maja 2016

post o pustych opakowaniach cz.I

Postanowilam, ze nie bede juz zbierac tak dlugo az nie bede miala miejsca w szufladzie. Takie posty zdecydowanie szyciej i latwiej sie pisze jak mniej tego wszystkiego do przedstawienia. Czesc z tego co mi sie pokonczylo, doczekalo sie juz wlasnego posta (na sroczym blogu)... inne jeszcze nie a na pewno znajda sie tez takie, ktore zaistnieja tutaj tylko jeden raz, dokladnie w tym poscie.


Pielegnacja Chanel jest moja absolutnie ulubiona i bardzo chetnie po nie siegam, choc obawiam sie co bedzie jak moja skora stanie sie bardziej wymagajaca. Kolejna seria ma takie ceny, ze na sam widok dostaje czkawki. Jak juz wiele razy pisalam, moja rozrzutnosc tez ma swoje granice. Jak na razie seria LeLift bardzo dobrze mi sluzy i mam nadzieje, ze tak zostanie bardzo dlugo.  

Skonczylam kolejne opakowanie dwufazowki i oczywiscie kolejna jest w uzyciu. To samo dotyczy serum wyrownujacego kolr skory LeBlanc, ktore obok Vichy jest jednym z lepszych produktow jakie uzywalam. Hydra Beauty Gel Creme kupilam w zeszlym roku przed urlopem na Bali, potrzebowalam czegos nawilzajacego i dosc odzywczego ale przy tym lekkiego i ten krem-zel spelnia swoje zadanie. Na pewno kupie go ponownie, moja skora bardzo lubi wrazenie jakie pozostawia. Mimo zelowej konsystencji jest to dosc tresciwy produkt, dlatego ja uzywam go na noc i daje mu sie porzadnie wchlonac. Z LeLift mamy tu dwa moje ulubione produkty czyli Creme Riche i Creme Yeux... oba uzywam na noc i co tu duzo mowic u mnie dzialaja. Z tej samej serii mialam tez Concentrate Yeux i siegalam po niego rano pod makijaz. Calkiem przyjemny ale mozna sie bez niego obejsc. Nie wiem czy kupie ponownie.


Skonczyl mi sie podklad Dolce&Gabbana Perfect Matte Liquid i bylo to dla mnie dosc sporym zaskoczeniem, bo jak widac na butelce nie ma zadnych sladow wskazujacych na to, ze podklad zbliza sie do konca. Z tym, ze mam go juz na tyle dlugo i uzywalam dosc namietnie, wiec wiadomo... kiedys musi sie skonczyc. Szkoda dlatego, ze naprawde bardzo sie z nim polubilam a do tego aktualnie idealnie pasowal mi kolorem. Na sroczym blogu jest post o nim, wiec jezeli ktos sie zainteresowany to mozna poszukac. Z zalozenia mial byc matuajcy ale dawal bardziej matowo - satynowy efekt, przez co wygladal bardzo naturalnie a do tego byl trwaly, nie ciemnial i sie nie scieral. Kupilam go po nizszej cenie niz ta sklepowa i dlatego tak sie waham ale nie zajac, teraz i tak bede uzywala innego a potem podejme decyzje, czy do niego wroce. 

Dior Iconic Overcurl hmmm... prawde mowiac nie wiem co napisac. W przypadku pierwszego opakowania byl milosc. Pieknie sie prezentowal na rzesach i podkreslal je tak jak lubie. Natomiast kolejne opakowanie bylo w sumie porazka. Nie wiem czy to byl jakis taki egzemplarz ale po prostu katastrofa ani razu nie wygladal tak jak powinien i w koncu uzywalam go do pracy, bo wtedy jest mi obojetne, podstawa ze rzesy nabieraja troche koloru. Z tym, ze musze przyznac... troche sie zrazilam. 

MAC Studio Sculpt Superblack Lash to o dziwo bardzo fajny tusz. O dziwo... bo ta szczotka jest dosc wyjatkowa, choc teraz to rozne dziwadla mozna spotkac. Jakby nie bylo na rzasach ladowalo tyle tuszu ile powinno, nie wydziabalam sobie nia oka i ladnie wydluzala rzesy. Aczkolwiek to bylo jednorazowe spotkanie... takie z ciekawosci. Z tym, ze wrazenia o wiele bardziej pozytywne niz myslalam jak ja zobaczylam.

Jedyne w tym denku perfumy to mini opakowanie Blvgati Omnia Cristalilne. Jest to lekki i swiezy zapach... jak dla mnie idealny do pracy. Dobrze sie trzyma i nie jest zbyt nachalny.


Lancome Éclat Miracle Intense Highlighter Shimmery meczylam bardzo dlugo i prawde mowiac nie wiem dlaczego. To jest typowy rozswietlacz, ja takie lubie... nie mam mu specjalnie czegos do zarzucenia ale jakos milosci nie bylo i siegalam po niego bardzo sporadycznie. 

Natomiast Biotherm Skin Best CC Cream to taki moj osobisty bubelek ostatnich miesiecy. Ehhh... z jednej strony naprawde swietny produkt, cudnie wyglada na twarzy, dobrze sie trzyma... ogolnie robi wszystko co ma robic, tylko niestety mnie po nim zaczelo wysypywac. Po pierwszym razie odstawilam na jakis czas ale druga proba zakonczyla sie tym samym. No coz... smuteczek tak troszke.


Na koniec zbieranina roznych produktow. Moze zaczne od prawej zeby nie bylo skakania ;)

Nivea After Sun Bronze to balsam po opalaniu przedluzajacy i wzmacniajacy nasza opalenizne. W zeszlym roku kupilam dwa, ten i z aloesem. I jedyne co moge powiedziec, ze oba sa swietne i w tym roku tak samo poleca ze mna na urlop. Ceny przyjazna, pojemnosc wystarczajaca na dwie osoby... moge uzywac tez jako balsam po kapieli. Przyjemnie pachnie i skora jest po nim miekka i nawilzona. 

Rituals Tao (teraz Dao) to byla jedna z miniaturek, ktora poleciala ze mna do Barcelony. Pianki sa dosc wydajne, wiec na ten tydzien spokojnie nam wystarczyla. Cudny zapach przekonal mnie do tej serii... pelnowymiarowe opakowanie juz nabylam droga kupna.

Alterna Bamboo szampon oczyszczajacy jest ok, robi swoje i jest delikatny ale zdecydowanie wole ten z serii Caviar. 

Alterna Caviar odzywka nawilzajaca. Oba produkty z tej serii czyli szampon i odzywke bardzo lubie i kupuje kolejne opakowania jak mi sie koncza. Jak dla mnie jest to jedna z lepszych serii i moj fanaberyjny sklapik bardzo ja lubi. 

Lierac dwufazowy plyn na niespodzianki z cynkiem i kwasem azelainowym to bardzo dobry produkt i tez jak mi sie konczy to kupuje kolejna buteleczke. Jest dosc wydajny i skuteczny. Pisalam juz o nim pare razy.

Liese dwufazowka pomagajaca rozczesac splatane wlosy. Tak... to jest jeden z nieliczych produktow azjatyckich, ktore ciagle mozna spotkac w mojej szafce. Bardzo lubie i ciagle uzywam... juz nie wiem ktore opakowanie. 

La Roche - Posay Effaclar czyli micel... jak dla mnie jeden z lepszych, tez uzywam od lat. Swietnie oczyszcza moja skore i lagodzi rozne podraznienia. Nie uzywam do zmywania makijazu oczu bo od tego mam inny produkt ale do reszty twarzy moge polecic.

Vichy Idealia krem pod oczy to najslabszy produkt z calej tej serii. O ile serum i krem bardzo sobie chwale, tak ten krem zuzylam... krzywdy mi nie zrobil ale ten nic specjalnego to nie jest. Na poczatku mialam wrazenie, ze zamiast rozswietlac to mi wysusza skure pod slepiami i widac zmarszczki, ktorych tam wlasciwie jeszcze nie ma. 

Nuxe krem do rak uzywalam z przyjemnoscia, choc za firma nie przepadam. Produkty pielegnacyjna robia mi namietnie kuku, wiec sobie darowalam ale ten kremik byl calkiem przyjemny. Nawilzal i szybko sie wchlanial nie pozostawiajac filmu na skorze. 

***

Jak widac mimo wszystko wyszedl z tego dosc dlugi post ale nie taki elaborat jak juz czasami mialam. To jest tez poniekad taka sciagawka dla mnie. Z czasem mozna sie pogubic w tych wszystkich produktach i zeby nie kupic ponownie czegos co mi nie podeszlo, zawsze moge przegladnac denkowe posty i wtedy wszystko wiadomo.

12 maja 2016

dookola swiata... miasto ktore pokochalam od pierwszego spotkania :)

Wiele razy slyszalam, ze Barcelone warto odwiedzic. Z tym, ze jakos zupelnie nie mialam obrazu w glowie i wlasciwie nie wiedzialam czy to cos dla mnie. Owszem gdzies sie tam kolatalo, ze Gaudi i te jego bajkowe budowle ale jak myslalam gdzie by sie tu wybrac, to jakos zapominalam o tym miescie. 

To byla taka dosc spontaniczna decyzja wynikajaca z faktu, ze tousowe misie sa tam tansze jak u mnie. Dla zartu rzucilam haslo, ze na nastepne zakupy jedziemy do Barcelony. Na to slubny powiedzial, ze ok chetnie. Jak wiadomo wiecej nie bylo mi potrzeba. Juz siedzialam z wypiekami i obledem w oczach i planowalam nasza wiosenna podroz. Na miejscu Tous zszedl na daleki plan i cale szczescie, ze maja tez sklep na lotnisku... bo miasto samo w sobie jest tak fascynujace, ze szkoda czasu na jakies latanie po sklepch.


Pierwsze co widzimy to miasto z gory... samoloty podchodza tak do ladowania, ze przy ladnej pogodzie (co w Barcelonie na szczescie jest bardzo prawdopodobne) mamy niesamowite widoki. Ogromne miasto oraniczone z jednej strony morzem a z drugiej gorkami. Z samolotu bardzo dobrze widac specyficzna strukture tego miasta... wyglada jakby centrum skladalo sie z kwadratow. Ogolnie pierwsze wrazenie bylo, ze to bardzo "surowe" miasto takie piaskowo - zotle. Ta cudna wszechobecna zielen widzimy pozniej po wyladowaniu.


Barcelona ma bardzo duza ilosc hoteli i hosteli, wiec kazdy znajdzie cos dla siebie. Cenowo tez jest calkiem w porzadku... jak sobie przypomne ceny w Amsterdamie. Ja zdecydowalam sie na hotel 4* polozony w poblizu plazy i dosc blisko centrum. Hotel Attica 21 Barcelona Mar jak najbardziej spelnil moje oczekiwania... bylo czysto, przyjemnie, smaczne sniadania i mila obsluga i porzadnie dzialajacy internet. Dosc typowe dla barcelonskich hoteli sa baseny na dachu. Mini baseny ale mimo wszystko latem na pewno mozna sie ochlodzic. Do plazy mialam 5 minut spacerkiem.

W Barcelonie nie trzeba miec hotelu w scislym centrum, chyba ze sie lubi halas i tlok. Nie trzeba mic dlatego, ze swietnie rozwiazany system komunikacji miejskiej bardzo nam (turystom) ulatwia poznawanie tego miasta. Bez problemu mozna korzystac z autobusow i metra, choc ja preferowalam autobusy, widoki z okna sa godne polecenia... w metrze nam to umyka a czas przejazdu w sumie sie duzo nie rozni. TMB ma swoja strone -> klik ze szczegolowym opisem i planem jazdy wszystkiego co tam maja, do tego z podanymi opcjami polaczen. Takie same plany znajdziemy na kazdym przystanku. Jednorazowy przejazd to 2,15€ od osoby... na pewno sa tez karty na caly dzien albo pare dni ale nie zaglebialam sie w ten temat. Bilet kupujemy u kierowcy. Taksowki sa... wszedzie ich pelno ale sa dosc drogie. Mamy tu tez te typowe touris busy, ktore maja tam pare swoich tras i mozna z nich korzystac na zasadzie hop on - hop off, te maja rozne karnety, poczatac mozna na ich stronie -> klik ale ja zdecydowanie wolalam miejska komunikacje, dzieki wujkowi google i mapom, ktore tam mamy, poruszanie sie po miejscie jest po prostu dorbnostka.


Google maps ma opcje, ktora pokazuje nam wlasnie komunikacje miejska. I tak podajemy gdzie jestesmy i gdzie chcemy dojechac a google podaje nam rozne opcje z czasem jaki na to potrzebujemy. Wrzucam wam dwa przyklady jak to wyglada, czasami trzeba przejsc pare metrow na nastepny przystanek ale ogolnie mozna sobie wybrac z tych paru mozliwosci ta, ktora nam najbardziej pasuje. 

To samo dotyczy transportu z i na lotnisko. Spokojnie mozna skorzystac z autobusow miejskich (tu tez pomoga google jak widac na zdjeciu po lewej stronie). Ja z lotniska wzielam zwykly autobus, bo akurat stal taki co nam pasowal ale mamy tez specjalne linie ekspresowe (Airport Areobus T1 i T2 ... w zaleznosci od terminalu ktory potrzebujemy). T1 i T2 startuja i koncza na Plaça Catalunya, gdzie mamy wszelkie inne polaczenia autobusowe i oczywiscie metro. Z tym, ze kosz przejazdu w odroznieniu od TMB to 5,90€ za osobe. Drugim takim duzym placem gdzie spotykaja sie praktycznie wszystkie linie to Plaça Espanya.


Plaze... trudno o nich nie napisac, bo ciagna sie w formie zatoczek tak jak miasto jest dlugie. Piekne, czyste, zadbane i bardzo szerokie plaze o jasnym "srodziemnomorskim" piasku. W ladne dni praktycznie nie ma fali ale zejscie do wody jest z tych takich bardziej pochylych, wiec calkiem moziwe, ze w wodzie tez tak jest. Ja sie nie kapalam... na to bylo jeszcze za wczesnie i woda byla dosc chlodna. Na ponizszym zdjeciu to Mar Bella, czyli plaza w poblizu mojego hotelu.


Tak to mniej wiecej wyglada a przy okazji przy kazdym wejscu stoja takie tablice mowiace co nam wolno a co nie. Na plazach mamy miejsca gdzie mozna uprawiac rozne rodzaje sportu, mamy knajpki z lezakami ale przede wszystkim mamy duzo miejsca... choc podejrzewam, ze latem to i tak jest tlok.


Spacerowac mozna brzegiem morza albo po promenadzie, ktora biegnie wzdluz plaz i jest rownie dluga. Zaskoczyl mnie tez porzadek, tam jest po prostu czysto. To idealne miejsce dla tych co lubia pobiegac...


... albo jezdzic na rowerze lub rolkach. W ogole uprawianie jakiegos sportu wydaje sie bardzo warzna sprawa dla barcelonczykow. Jeszcze nigdzie nie widzialam tyle centrow sportowych, tyle otwartych placow do grania w kosza, tenisa i rozne inne gdy z pilka. Boiska i baseny... sciezki rowerowe. Tam mialo sie wrazenie, ze 80% osob ktore aktualnie znajdowalo sie w naszym otoczeniu... zajete jest wlasnie uprawianiem sportu.


To wlasnie jeden z wielu basenow w miescie... ten znajdowal sie w sumie przy plazy i w poblizu (parenastu metrow) byly jeszcze dwa. Tego im bardzo zazdroszcze. Dla mnie to bylo by marzenie.


Widok z plazy na Montjuïc Castle znajdujacy sie na gorce. Warto wjechac tam kolejka linowa a potem zejsc kawalek nizej i zjechac kolejna w kierunku Playa Barceloneta... widoki pierwsza klasa ale o tym bedzie w osobnym poscie.


Port Olimpic to maly jachtowy port z duza iloscia przeroznych knajp gdzie mozna dobrze zjesc. Typowa lokalna kuchnia i portowy klimat... ale tez miedzynarodowa kuchnia, wiec z glodu sie tam nie padnie.


Port Vell tez warto odwiedzic... jest o wiele wiekszy, tu mamy Akwarium i dla spragnionych zakupow, zaraz obok jest spore centrum handlowe. Aaa... przypomnialo mi sie, ze w poblizu mojego hotelu tez musialo byc jakies CH, bo mi na mapie pokazywalo, ze maja Primark ;)


To byloby tyle na poczatek. Jak mi sie cos przypomni to dodam w kolejnym poscie. 


***

Zeby nie bylo, ze wszystkie miejsca ktore do tej pory opisalam przepadly w mrokach dziejow... link do niekosmetycznie w obrazkach -> klik


5 maja 2016

Chanel Correcteur Perfection Concealer

Od jakiegos czasu w moich szufladach jest coraz wiecej produktow Chanel. Juz pomijajac pielegnacje, ktora mi swietnie sluzy to wsrod kolorowki znajduje coraz wiecej perelek. Prawde mowiac nie mam nic przeciwko. Do grona moich ulubiencow dolaczyl jakis czas temu chanelowy korektor. Dlosc dlugo szukalam odpowiedniego... zalezalo mi na takim plynnym albo wlasciwie zelowym, glownie do ukrywania roznych przebarwien i niechcianych niespodzianek.


Correcteur Perfection Long Lasting Concealer wydal mi sie dokladnie tym co szukalam. Proste i dosc typowe chanelowe opakowanie a w nim 7,5g produktu. Tak wlasnie spojrzalam przed chwila na strone pewnej perfumerii i tak troche zglupialam. Spojrzalam na strone w innej i moje zglupienie sie poglebilo. W tej pierwszej podaja, ze zawartosc to 5,5g ... czyli co, znowu odchudzone o 2g. Z tym, ze z kolei na innej stronie widze 7,5ml. WTF?! Nie wiem czy te gramy odpowiadaja tym mililitrom ale jakby nie bylo znowu klient jest robiony w konia.


Wracajac do korektora... w czasie moich dosc dlugich poszukiwan mialam problemy z dobraniem odpowiedniego koloru. Wiekszosc byla albo zbyt ciemna albo rozowa. Nawet jezeli rozowe mnie nie swinkuje, to zalezalo mi na bardziej neutralnym albo ewentualnie wpadajacym w zolte tony. Z tym, ze chcialam dosc jasny. I tu na taki trafilam Beige Clair nr 10 byl dokladnie taki jak chcialam. Ogolnie Chanel ma cztery odcienie do wyboru.


Konsystencja jest kremowa ale przy tym dosc lekka, daje nam srednie krycie. Jest trwaly... to znaczy u mnie calkiem dobrze sie trzyma. Nie wiem jak sie sprawdza pod oczami, bo go tam nie nakladam. Zreszta to jest na tyle indywidualna sprawa, ze u kazdej z nas moze inaczej wygladac. Jezeli chodzi o pacynke, to ja lubie tego typu aplikatory. Sprawdza sie zarowno w przypadku blyszczydel jak i korektorow.


Mysle, ze zostanie ze mna na dluzej... jest calkiem wydajny albo ja po prostu nie zuzywam zbyt wiele. Z tym, ze bede musiala przyjrzec sie tej objetosci. Nie lubie takiego cyganienia i przestalam juz uzywac pare produktow, po tym jak firmy zaczely odchudzac opakowania a ceny oczywiscie pozostaly bez zmian albo jeszcze gorzej... wzrastaly. Szkodaby bylo bo naprawde go lubie. Opakowanie z gatunku tych co zdaze zuzyc zanim mu broda urosnie ale tez ceny chanelowe, wiec nie chce placic tyle ze produkt o wielkosci naparstka, bo jak tak dalej pojdzie. 

3 maja 2016

zielone tiramisu... idealne ciasto na wiosne :)

Ja w ogole nie pieke ciast, dlatego takie ktore pieczenia nie wymaga, jest dla mnie idealne. Tradycyjne tiramisu to moj ulubiny deser i robie od czasu do czasu a potem ciagam wieksza czesc. Nie da sie ukryc, ze nie jest to zbyt dietetyczny produkt ale co tam... raz sie zyje. Tym razem robilam cos innego, w sumie jakby popatrzec to wymienilam glowny skladnik. Zamiast kawy wzielam matche, czyli zielona herbate w innym wydaniu. Efekt mnie zaskoczyl, bardzo pozytywnie... bo troche sie obawialam czy bedzie mi to smakowac. Matcha sama w sobie ma dosc intensywny zapach i wygladem przypomina spiruline.


Skladniki w wiekszosci sa takie same jak w przypadku tiramisu.
  • serek mascarpone (normalny albo w wersji light)
  • biszkopty (ja tym razem kupilam wloskie, sa lepszej jakosci i po namoczeniu nie rozpadaja sie w rekach
  • 3 jajka (wiem, ze wiele osob obawia sie surowych jajek, lub nie moze ich jesc... ja tam nie mam problemow, jako dziecko kochalam kogel mogel i wtedy nikt sie nie przejmowal, jakby nie bylo kupuje tylko BIO jajka od wolnolatajacych kur)
  • cukier, w tym cukier waniliowy i cukier puder
  • zelatyna w proszku albo roslinny zamiennik agar agar (pozyskiwany z alg)
  • i oczywiscie matcha


Oddzielam bialka od zoltek. Bialka ubijam z plaska lyzka cukru pudru. Zoltka ucieram z dwiema lyzkami cukru i cukrem waniliowym (nastepnym razem wezme trzy lyzki cukru i swieza palke wanilii). Mozna zrobic tez bez zelatyny ale ja wole jak ta masa do smarowania jest bardziej sztywna, zeby sie potem nie zrobila z tego ciapa. Zelatyne w proszku trzeba namoczyc zeby napeczniala. W glebokim talerzu przygotowuje sobie matche zebym mogla w niej moczyc moje biszkopty. Proporcje w zaleznosci od potrzeb, wiadomo tak samo jak w przypadku tiramisu gdzie kawa musi byc mocniejsza niz normalnie, tak w tym przypadku lepiej zrobic mocniejsza. Ja mam do matchy specjalna lyzeczke i ona mi pomaga odmierzac potrzebna ilosc. W miseczce odlewam pare lyzek matchy i dodaje porzadna lyzke zelatyny, dodaje to do moich utartych zoltek i mieszam. Do tego dodajemy ubite bialka aleeee... nie mieszac !! Tylko delikatnie przekladac, tak zeby bialko pozostalo puchate. I tak mamy juz nasz krem, moczymy biszkopty w matchy i ukladamy w wybranym przez nas naczyniu. U mnie wystarczylo na dwie warstwy. Na dno biszkopty, warstwa kremu, znowu biszkopty i ponownie krem. Na gore sypiemny matche. Przy tiramisu sypie kakao na kazda warstwe kremu ale tu nie wiedzialam, czy nie wyjdzie za intensywne. Nie wyszloby... w sumie moglabym tez troche posypac.


Calosc prezentuje sie tak jak na powyzszym zdjeciu. Nastepnym razem wezme chyba troche mniejsze naczynie, ewentualnie bede miala trzecie pietro. Jakby nie bylo nasze dzielo laduje na conajmniej trzy godziny w lodowce. Ja wole jak sobie polezy cala noc. Wtedy porzadnie sie przegryzie. Na nastepny dzien mozna szamac.


Troche sie balam jak wyciagnelam z lodowki. Wygladalo cudnie ale mialam obawy czy smakowo dorowna wygladowi. Ufff... wielka byla moja ulga. Ciasto jest pyszne i o wiele bardziej lekkie jak wersja kawowa. Na wiosne i pewnie na lato idealne. Tym bardziej, ze przechowywac trzeba w lodowce, wiec na gorace dni pasuje. Tak sobie mysle nad tym co by mozna bylo ulepszyc ale na razie oprocz wanilii nic mi nie przyszlo do glowy. Slubnemu tez smakuje... aktualnie zostala jeszcze niewielka porcja na jutro :)